Zapraszam do Radia Gdańsk


W piątek, 2. marca, o godzinie 22.25, w audycji red. Iwony Borawskiej "Wspólne czytanie z Radiem Gdańsk" będę mówił o swojej najnowszej książce "Cholula 1519", która w początku lutego w serii Historyczne Bitwy ukazała się nakładem wydawnictwa Bellona.

Wyszła "Cholula 1519". Jakie były jej przygody


Ufff, w końcu ukazała się "Cholula 1519", książka, która w serii Historyczne Bitwy na publikację czekała ponad rok. Na to, że trwało to aż tak długo, złożyło się kilka czynników.

Po pierwsze - w pewnym momencie Wydawca (nie znając zawartości książki) zaczął twierdzić, że to temat nieciekawy (co w moim przekonaniu jest bzdurą). Potem - że książki poświęcone Ameryce Łacińskiej słabo mu się sprzedają. (A jak mogą się sprzedawać, skoro marketing, jak wynika z moich doświadczeń, poza listą płac, w Bellonie de facto nie istnieje.) Jeszcze później przetrzymywanie tego tytułu stało się środkiem nacisku na mnie, bym szybciej pisał inną książkę. (Niestety, nawet na takie praktyki autorzy są dziś narażeni!) A jak koniec końców, w Wydawnictwie zaczęła się praca nad książką, pojawiły się kolejne problemy. Wydawca uparł się, że trzeba usunąć występującą w pewnych partiach tekstu narrację w punktach (taką samą, jak ta, którą zastosowałem w swej poprzedniej książce "Kuba 1958-1959"). Ja natomiast uważałem, iż taki sposób narracji jest w pełni uzasadniony i że wzbogaca fakturę tekstu, poza tym pokazuje on, iż to, co w punktach, jest mniej istotne i stanowi wątek poboczny, ponadto - znacznie przyspiesza narrację. (Punkty miały pojawić się na str. 110 i ciągnąć się do str. 132. Po raz drugi miała wystąpić na str. 168 i ciągnąć się do str. 171.)

Kontrowersja w pewnej chwili osiągnęła takie natężenie i temperaturę, iż powiedziałem, że skoro nie

Inti Raymi - inkaskie Święto Słońca. Jest na co popatrzeć



W poprzednim poście, w którym pokazywałem zdjęcia związane z koleją transandyską Ernesta Malinowskiego w peruwiańskich Andach, wspomniałem, że w czasie zeszłorocznej podróży do Peru z Elżbietą Dzikowską, byliśmy też na obchodach Inti Raymi - Święta Słońca w Cuzco. Mam bardzo dużo zdjęć z tej niezwykłej uroczystości. Pokażę tu kilka z nich. Najpierw jednak pokrótce przypomnę czym było i czym w tej chwili jest Inti Raymi.


Inti Raymi - Święto Słońca obchodzone 24 czerwca z "okazji powrotu Słońca" (od tego dnia na półkuli południowej dzień staje się dłuższy niż noc), w czasach Inków było najważniejszą ceremonią religijną odbywającą się na największym placu Haukaypata w Cuzco. 24. czerwca miała miejsce kulminacja tej uroczystości, ale całe obchody trwały 9 dni, z czego przez trzy ostatnie obowiązywał bardzo rygorystyczny post. W początkowych latach konkwisty obchody te odbywały się dalej. Jako niezgodne z religia katolicką, zakazane zostały od 1572 roku, w okresie gdy wicekrólem Peru został Francisco Toledo.


Centralne obchody na głównym placu stolicy państwa Inków Cuzco (poprzedzone jakże sugestywnym wygaszeniem wszystkich wszystkich ognisk w świątyniach i w gospodarstwach domowych) rozpoczynały się przed wschodem słońca, gdy wobec wielotysięcznych tłumów pielgrzymów,

200 lat temu urodził się Ernest Malinowski



5. stycznia 1818 roku, na Wołyniu, urodził się Ernest Malinowski, który wsławił się przede wszystkim jako twórca kolei transandyjskiej (Central Transandino) w Peru, na trasie z Limy do La Oroya. Linia kolejowa stworzona przez Malinowskiego istnieje do dziś i osiąga wysokość 4818 m n.p.m. Do roku 2005 była najwyżej położoną linia kolejową na świecie (została zdetronizowana przez chińską linię kolejową biegnącą w Tybecie i łączącą Pekin z Lhasą). Jej budowa była ogromnym wyzwaniem technicznym, jak i organizacyjnym z uwagi na bardzo trudne ukształtowanie terenu. Wcześniej podobnych wyzwań nie podejmowano, uznając je za niewykonalne. Malinowski był innego zdania. Budowa miała miejsce w latach 70.-tych XIX wieku i była niezwykle istotna z uwagi na możliwość wydobywania wysoko w Andach bogactw naturalnych, które z Limy, z Callao, należało wywieźć z Peru w świat.

Stanowiły je: rudy żelaza, węgiel, a następnie miedź. Budowę dwukrotnie przerywano - raz z powodu wojny z Chile, a następnie w czasie głębokiego kryzysu gospodarczego, który nawiedził Peru. By móc ją ukończyć, z Azji sprowadzono bardzo wielu robotników z Chin, którzy dali początek tak licznej dziś w Peru chińskiej mniejszości.

Malinowski zaprojektował linię, a następnie nadzorował jej budowę. Natomiast całe przedsięwzięcie było finansowane przez rząd Peru i przez amerykańskiego przedsiębiorcę Henry Meiggsa. Przez długie lata w świadomości większości Peruwiańczyków to właśnie ten

Zmarł mój Przyjaciel, znany pisarz Zdzisław Smektała


Zmarł Zdzisiu Smektała – mój Przyjaciel, dla którego zawsze byłem „Romero” (takim przydomkiem mnie obdarzył). Czuję przeogromny smutek. Znaliśmy się 26 lat i rozumieliśmy jak rzadko kto.

Poznaliśmy się w Szwajcarii, w czasie jakiegoś dziennikarskiego wyjazdu i od razu przypadliśmy sobie do gustu. Od tego czasu – choć tak byliśmy różni – nie traciliśmy kontaktu. Ja pisałem do prowadzonych przez Niego gazet – do „Popo”, „Z klasą” i do jeszcze kilku innych tytułów, on wielokrotnie odwiedzał mnie najpierw w Gdańsku, potem w Gdyni. Łączyła nas miłość do literatury latynoamerykańskiej, zwłaszcza do twórczości Gabriela Garcii Marqueza. To właśnie Zdzisiowe „Popo” opublikowało mój pierwszy wywiad z Gabrielem Garcia Marquezem, tak więc gdy szykowałem do druku książkę z wywiadem-rzeką z Gabo („Gdzie mieszka pułkownik Buendia”, wydawnictwo KOS), pojawił się pomysł, żeby Zdziś napisał do niej coś w rodzaju wstępu. I owszem, napisał, potem jednak i ja, i wydawca, doszliśmy do wniosku, że go nie wykorzystamy, że książka ukaże się bez niego.

Dziś wiem, dlaczego tak się stało. Jeszcze raz zadziała magia – ta obecna w książkach uwielbianego przez nas Marqueza, jak i ta, której – podpartej bluesowym zaśpiewem – wiele było także w życiu Zdzicha. Tekst, (w którym jest znacznie więcej Smektały niż Marqueza) po prostu nie ukazał się kiedyś, żeby… mógł ukazać się dziś, stając się jeszcze jedną psotą Zdzisia, gdy On sam jest już Po

"Cholula 1519" idzie do druku




Właśnie zakończyłem korektę autorską tomu "Cholula 1519".

Książka, która wg moich rachub miała ukazać się w roku minionym, lada dzień pójdzie do druku. W lutym ma być na rynku. To moja szósta pozycja w serii Historyczne Bitwy, po "Vilcabambie 1572", "Boliwii 1966-1967", "Cuzcu 1536-1537", "Kongu 1965" i "Kubie 1958-1959". A Wydawca w swych przepastnych szufladach ma już siódmy tom - "Grenadę 1492". Najpewniej ostatni.

Niestety, jak to już wielokrotnie z moimi książkami w Bellonie bywało, "Cholula 1519" pojawi się w możliwie najgorszym terminie – z dala od jakichkolwiek targów, najpewniej z zerową promocją. Trochę już do tego przywykłem. Na etapie korekty autorskiej też wynikły pewne zaskakujące przygody, które o włos, a dla książki skończyłyby się tragicznie (ale o tym może przy innej okazji). Sugerowałem również, iż na okładce - w związku z tym, że do czynienia mamy z bitwą-masakrą - powinno być więcej ciał zalegających na ziemi. A jest, tak jak widać.

Ale na samym początku roku więcej nie zamierzam narzekać. "Cholula 1519" od samego początku pomyślana była, jako książka mała i krótka. Ma za to bardzo wyraźny przekaz. Mówi o tym, w jakim stopniu podbój Peru wzorowany był na podboju Meksyku. Także o tym, jak wielką rolę w okresie, o którym opowiada, zaczęło odgrywać słowo drukowane.

Serdecznie zapraszam do lektury!


Elżbieta Dzikowska w "Kontynentach" o tym, jak razem ze mną, po 41 latach ponownie dotarła do ostatniej stolicy Inków - Vilcabamby


W najnowszym numerze kwartalnika "Kontynenty" – spadkobiercy dawnego miesięcznika noszącego ten sam tytuł - w artykule "Vilcabamba raz i drugi", znana podróżniczka (i nie tylko!) Elżbieta Dzikowska pisze o tym, jak razem ze mną w czerwcu tego roku znów dotarła do dawnej ostatniej stolicy Inków - Vilcabamby. Przypomnę, że w podróż tę wybrałem się z Elżbieta, bo od pewnego czasu piszę jej biografię, a jej powrót do Vilcabamby po 41 latach po jej pierwszym pobycie w tym ważnym, historycznym miejscu, jest istotnym elementem tej książki.

Elżbieta w swym artykule koncentruje się na swej pierwszej podróży do Vilcabamby, ale na temat naszej wspólnej podróży także sporo opowiada. Czytamy tam m.in.:


Czterdzieści lat temu i trochę więcej, kiedy prowadziłam dział Ameryki Łacińskiej w ówczesnym miesięczniku Kontynenty, otrzymałam list od 16-tetniego ucznia z Elbląga. Zwierzał mi się, że zamierza rozwiązać zagadkę rongo-rongo - pisma z Wyspy Wielkanocnej. (...) [A] kiedy kilka lat temu ambasada Peru poprosiła mnie, żebym wręczyła nagrodę autorowi książki o tym kraju, okazało się, że jest nim właśnie Roman Warszewski, ów młody człowiek, który nie zaniechał swych zainteresowań i jego pasją stała się Ameryka Łacińska. O Peru zdążył już napisać kilka książek, odbył wiele ciekawych wypraw po tym kraju, ożenił się z Peruwianką. I oto Roman Warszewski zadzwonił do mnie w ubiegłym


najnowsze < > najstarsze
Roman Warszewski
Dziennikarz i pisarz, autor wielu książek, w tym kilku bestsellerów. Laureat prestiżowych nagród. Wielokrotnie przebywał w Ameryce Południowej i Środkowej. Spotykał się i przeprowadzał wywiady z noblistami, terrorystami, dyktatorami, prezydentami i szamanami. Obecnie pełni funkcję redaktora naczelnego miesięcznika „Żyj długo”.

Ostatni album

„Zielone Pompeje.Drogą Inków do Machu Picchu i Espiritu Pampa”

(Razem z Arkadiuszem Paulem)
Seria Siedem Nowych Cudów Świata, Fitoherb 2013

„Zielone Pompeje”, czyli zapasowe Królestwo Inków