Inti Raymi - inkaskie Święto Słońca. Jest na co popatrzeć
W poprzednim poście, w którym pokazywałem zdjęcia związane z koleją transandyską Ernesta Malinowskiego w peruwiańskich Andach, wspomniałem, że w czasie zeszłorocznej podróży do Peru z Elżbietą Dzikowską, byliśmy też na obchodach Inti Raymi - Święta Słońca w Cuzco. Mam bardzo dużo zdjęć z tej niezwykłej uroczystości. Pokażę tu kilka z nich. Najpierw jednak pokrótce przypomnę czym było i czym w tej chwili jest Inti Raymi.
Inti Raymi - Święto Słońca obchodzone 24 czerwca z "okazji powrotu Słońca" (od tego dnia na półkuli południowej dzień staje się dłuższy niż noc), w czasach Inków było najważniejszą ceremonią religijną odbywającą się na największym placu Haukaypata w Cuzco. 24. czerwca miała miejsce kulminacja tej uroczystości, ale całe obchody trwały 9 dni, z czego przez trzy ostatnie obowiązywał bardzo rygorystyczny post. W początkowych latach konkwisty obchody te odbywały się dalej. Jako niezgodne z religia katolicką, zakazane zostały od 1572 roku, w okresie gdy wicekrólem Peru został Francisco Toledo.
Centralne obchody na głównym placu stolicy państwa Inków Cuzco (poprzedzone jakże sugestywnym wygaszeniem wszystkich wszystkich ognisk w świątyniach i w gospodarstwach domowych) rozpoczynały się przed wschodem słońca, gdy wobec wielotysięcznych tłumów pielgrzymów, arystokracji, kapłanów i dziewic słońca, z Coricanczy – głównej świątyni słońca Tawantinsuyu wyprowadzano na główny plac słoty wizerunek słońca (tzw. Punch'ey), srebrny bogini Mamy Quilli, czyli księżyca, zasłonięty wizerunek boga błyskawic Illapy oraz zmumifikowane zwłoki kilku ostatnich królów i królowych. Następnie przybywał niesiony w lektyce i otoczony licznym orszakiem aktualnie panujący władca - Sapay Inka, w ślad za którym w równie wystawnym orszaku przybywała także jego żona, królowa. Gdy pojawiały się pierwsze promienie słońca, rozbrzmiewała donośna muzyka, lud wznosił dziękczynny okrzyk adresowany ku czci Inti, a chór odśpiewywał radosny hymn dziękczynny za to, że słońca zaczyna powracać w całej swej potędze. Następnie król spożywał placek"kanku" i wypijał łyk kukurydzianego piwa - "chicha" z kielicha "kero", resztę pozostawiając dla rodziny i najwybitniejszych, najbliższych mu arystokratów (podobieństwo tej części ceremonii z przyjmowaniem komunii bardzo denerwowało konkwistadorów). Nieco później, w Coricanczy, kapłan za pomocą zwierciadła rozpalał nowy święty płomień, który pochodniami roznoszono po cały mieście. Paleniska i ogniska znów zaczynały płonąć, przywracając ciepło i światło. Życie z wolna powracało w swe normalne koleiny.
Od roku 1944 Inti Raymi w Cuzco obchodzone jest na nowo, jednak nie na placu głównym, lecz na równinie pod murami i tarasami słynnej fortecy Sacsayhuaman. Orszak Inki co prawda także wyrusza z Coricanczy, ale kulminacja uroczystości ma miejsce na esplanadzie w wielkim inkaskim bastionie. Treść obrzędów również została zmieniona. Teraz mają one postać odbierania przez Inkę meldunków "o stanie państwa" (czyli głównie upraw) z czterech różnych dzielnic Tawantinsuyu. Następnie zostaje rozpalony święty ogień, a w ofierze składana jest lama (niestety - nadal jest to ofiara faktycznie krwawa i zwierzę traci życie). Widowisko jest efektowne, kolorowe i dość skondensowane. Ma dobrą markę i jest powszechnie oczekiwane. Miejsce na trybunach kosztuje od 100 do 150 dolarów (sic!), ale ceremonie można tez obserwować ze wzgórz sąsiadujących z esplanada. Toteż 24. czerwca, od rana, ku Sacsayhuaman nadciągają nieprzebrane tłumy. Po to, by późnym popołudniem znów rozlać się na stokach fortecy i wrócić do miasta z gorącą obietnica: "za
rok znów tu będziemy".